- Hermiono, wstawaj na śniadanie.
- Ju-uuu-uż - Powiedziała Hermiona, nie mogąc stłumić wielkiego ziewnięcia.
Ubrały się w milczeniu, i po jakichś pięciu minutach były już w kuchni. Usłyszały krzyki pani Weasley:
- Ile razy mam wam powtarzać, żebyście nie produkowali dalej tych świństw! Weźcie przykład z taty! Moglibyście też pracować w Ministerstwie Magii, a nie obijać się na prawo i lewo!
Mowa była, oczywiście, o Fredzie i George'u. Mieli miny zbitych psów, ale Hermiona wiedziała, że tak na prawdę duszą w sobie śmiech.
- Dzień dobry, pani Weasley - powiedziała uprzejmie.
- Dzień dobry, kochaneczko - odpowiedziała łagodnie. - Czekaliśmy na was, siadajcie, dziewczynki! - zachęciła ich Molly.
- Cześć, mamo - przywitała się Ginny.
- Cześć, Ginny - odpowiedziała.
* * *
* * *
Harry nie mógł już się doczekać, kiedy w końcu wypróbuje swojego Pioruna. W końcu, po obiedzie, wyszli z Hermioną i Weasleyami na świeże powietrze. Ron wziął też Błyskawicę, którą podarował mu Harry. Też chciał trochę poćwiczyć, żeby być lepszym obrońcą swojego domy, Gryffindoru. Harry odepchnął się od ziemi, równo z Ronem. Piorun był bardzo szybki. Czuł się, jakby w ogóle na niej nie leciał, tylko unosił się w powietrzu. Ach, to przyjemne uczucie, kiedy wiatr odgarnia ci włosy z czoła... Brakowało mu tego, brakowało mu Quidditcha.
- Ej, Błyskawica jest bombowa! Ju-huu! - usłyszał obok siebie głos Rona.
Kiedy Harry zrobił Zwód Wrońskiego, z dołu dobiegły go głośnie „ooch”, „aach” i „uauu”
On jest cudowny! Znaczy... cudownie lata... Sama nie wiem, pomyślała Hermiona. Od dawna bije się z uczuciami, co tak na prawdę czuje do Harry'ego. Może to tylko zauroczenie, tak jak dwa lata temu w chłopaku z jej osiedla i niedługo jej przejdzie?
Ginny z każdym dniem próbowała się odkochać w Harrym, jednak nie musiała próbować. Dostawała listy od jej o rok starszego kolegi z Gryffindoru, Deana Thomasa, który dzieli dormitorium z Harrym, Ronem, Nevillem i Seamusem. Już kiedyś z nim była, to fakt, ale rzuciła go dla McLaggena. Jaka ona była głupia, przecież on ją naprawdę kochał i dalej się o nią starał. Teraz nie popełni takiego błędu.
Późnym wieczorem, kiedy Weasleyom i Hermionie znudziło się patrzeć na Harry'ego i Rona i poszli do domu, chłopcy poszli prosto do swojej sypialni, bo nawet nie mieli siły jeść i natychmiast zasnęli.
* * *
Hermiona obudziła się dzisiaj bardzo wcześnie, gdyż w tym dniu wybierali się na ulicę Pokątną. Co roku jeździła tam z rodzicami swoimi albo Rona, żeby zrobić zakupy do Hogwartu. Pamiętała dokładnie ten dzień, kiedy do drzwi jej domu zapukał pewien siwy staruszek w błękitnej szacie i długą brodą. Oznajmił jej wtedy, że jest czarownicą i została przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tym. Ciekawe, co by było, gdyby tego dnia nie przyszedł do niej Dumbledore? Czy właśnie w tym momencie spałaby sobie smacznie w łóżku, wyczekując rozpoczęcia roku szkolnego w zwykłej, mugolskiej szkole?
Z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciółki.
- Chodź na śniadanie, wyjedziemy wcześniej, żeby nie było tłumów - powiedziała Ginny.
- Dobra - odpowiedziała.
Przyjaciółki ubrały się pośpiesznie. Wyszły na korytarz i poszły do kuchni, gdzie czekało na nich śniadanie. Pani Weasley, jak zwykle, przyrządziła wspaniałe śniadanie. Gotowała wyśmienicie.
- Dzień dobry - powiedziała Hermiona, obdarzając Molly promiennym uśmiechem.
- Hej, mamo - przywitała się Ginny.
- Jesteście już? - zapytała, zamiast powitania. - Już miałam was budzić, dziewczynki... Siadajcie, siadajcie...
Hermiona posłała uśmiech Harry'emu i Ronowi, którzy go odwzajemnili (Harry z większym entuzjazmem) na co bliźniacy parsknęli w swoje kubki z herbatą. Na szczęście, państwo Weasleyowie tego nie zauważyli.
* * *
Co się z nim działo? Przy Hermionie zachowywał się jak przy Cho Chang, szukającej Krukonów, która bardzo mu się podobała. Z resztą sam nie wiedział. Przecież przyjaźnił się z nią przez tyle lat, a teraz... Teraz przypomniały mu się słowa Hagrida: co będzie, to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć. Tak, tej rady powinien się trzymać.
- Harry! Ron! Sowy do was! - usłyszeli głos pani Weasley po południu.
- To pewnie z Hogwartu! - zawołał podekscytowany Ron.
- Tak! - zawtórował mu Harry.
Zbiegli po schodach do kuchni. Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, usłyszeli oddalający się trzepot skrzydeł. Harry wywnioskował z tego, że sowy już odleciały. Była tam również Hermiona, która już czytała swój list.
Pani Weasley podała im listy. Przesyłka Harry'ego była jakaś cięższa. Szybko ją odpieczętował i zaczął czytać:
Szanowny panie Potter,
Pragnę poinformować, że rok szkolny zacznie się 1 września. Dołączam listę książek potrzebnych panu na szóstym roku nauki
Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
W kopercie była także odznaka. Odznaka prefekta. Zatkało go. On prefektem? Ciekawe w jakim świecie! Szturchnął Rona w łokieć, aby się z nim podzielić tą informacją, ale było już na późno. Rudowłosy chłopak gapił się na odznakę z otwartymi ustami. Wyglądał, jakby zaraz miał dostać ślinotoku.
- Wiedziałem! - wykrzyknął uradowany. - Od samego początku!
Po szoku, jakiego doznał Harry, zaczął się cieszyć na myśl, że będzie prefektem. Co na to powie Malfoy? Ciekaw był jego miny, kiedy zobaczy na piersi Harry'ego lśniącą odznakę.
- Ja też! - wyrwał go z zamyślenia głos, który tak dobrze znał. - Ja też jestem prefektem!
Dopiero po chwili do niego dotarło to, co usłyszał.
- Tak myślałem, Hermiono - powiedział wesoło - przecież jak wzorowa uczennica nie mogłaby zostać prefektem, co? - zapytał.
- Och, przestań, Harry! - wykrzyknęła, a rumieńce na jej policzkach (już i tak czerwone) przybrały barwę, której mogłoby pozazdrościć szkarłatne godło Gryffindoru.
* * *
- Ulica Pokątna! - krzyknął Harry.
Poczuł się tak, jakby obracał się w miejscu z przerażającą szybkością... Znał dobrze to uczucie, bo już nie raz podróżował za pomocą sieci Fiuu... Starał się mieć oczy otwarte, ale od wirowania wokół zielonych płomieni robiło mu się niedobrze do tego stopnia, że w ustach poczuł smak kolacji pani Weasley... Jak za każdym razem, przed oczami błyskały mu wizerunki różnych salonów... Zamknął ponownie oczy, czując, że zaraz zwymiotuje i nagle...
- Już myślałem, że wylądowałeś w Esach i Floresach, stary - rozpoznał głos Rona, który przetransportował się tuż przed nim.
Wyszedł z kominka. Na początku trochę mu się zakręciło w głowie, zachwiał się, ale potem już wszystko było dobrze. Rad był, że pani Weasley powiedziała im, że są już na tyle duzi, że mogą wyprawić się sami na ulicę Pokątną.
- To gdzie najpierw idziemy? - zapytała Hermiona, która przeniosła się tuż przed Ronem.
- Myślę, że możemy iść do Madame Maklin, bo już trochę wyrosłem ze swojej szaty - powiedział.
- Dobry pomysł, Harry - zawtórował mu Ron.
- Ja też muszę się tam wybrać - dodała Hermiona.
Wyszli więc z lodziarni Floriana Fortesque. Oczywiście kupili sobie po jednym lodzie z trzema gałkami: waniliową, miętową i czekoladową z kolorową posypką i polewą toffi.
Piętnaście minut później roześmiani wkroczyli do sklepu Madame Maklin.
Ledwo przekroczyli próg sklepu, usłyszeli kobiecy głos:
- Hogwart? - zapytała, na co pokiwali głowami. - Zapraszam!
Przekroczyli próg sklepu, stanęli na drewnianych stołkach i natychmiast zaczarowana miarka zaczęła mierzyć ich w talli. Pięć minut później Madame Maklin oznajmiła:
- Gotowe! Poczekajcie chwilę, niech no je zapakuję...
Jak na złość w tej chwili, kiedy wychodzili, do sklepu wszedł chudy, blond-włosy chłopak ze starszym mężczyzną.
- No, no, kogo my tutaj widzimy? - uśmiechnął się z satysfakcją, po czym spojrzał na swojego starszego odpowiednika. - Potter, rudzielec i szlama. - powiedział pogardliwie, patrząc prosto w oczy Harry'emu.
- Zamknij się, Malfoy - burknął Ron, patrząc na niego z pod byka.
- Weasley, grzeczniej, proszę - tym razem odezwał się Lucjusz - nie będziesz tak obrażał mojego syna w towarzystwie tej szlamy!
W międzyczasie Madame Maklin zdążyła zapytać się Malfoya o Hogwart i jej magiczna miarka już latała wokół jego torsu. Hermionie oczy przepełniły się łzami.
- Czemu płaczesz, szlamowata dziewczyno? - zapytał, podchodząc do niej bliżej. - Myślisz, że...
- Expelliarmus! - krzyknął Harry, celując swoją jedenastocalową różdżkę w stronę starszego z Malfoyów.
- Co do... - zdążył powiedzieć Lucjusz, po czym padł ma półkę z kartonami przeznaczonymi do zapakowywania szat.
Harry czuł niewyobrażalną złość, zawiść. Aż się w min buzowało, gotowało się z tego wszystkiego. ON NAZWAŁ HERMIONĘ SZLAMĄ! ON! MALFOY! NIE TEN MŁODY, ALE TEN STARY, LUCJUSZ! JAK ON ŚMIAŁ! Harry miał ochotę miotać w niego wszystkimi najgorszymi zaklęcia, a na końcu tymi niewybaczalnymi.
Z kantorka wyszła właśnie właścicielka sklepu, Madame Maklin. Kiedy zobaczyła Lucjusza leżącego na podłodze zaniemówiła. Wypuściła szatę Malfoya z rąk.
- Co się tutaj stało?! - krzyknęła przerażona.
- Przewróciłem się... - powiedział Lucjusz, czerwony aż po cebulki włosów. - Nic mi nie jest. Draco, wychodzimy! - powiedział do syna.
Wychodząc ze sklepu minął się z Harrym.
- Jeszcze się policzymy! - syknął mu do ucha specyficznym głosem, po czym wyszedł ze sklepu.
- Do widzenia, szlamo, rudzielcu i bliznowaty - wyszczerzył się w pogardliwym uśmiechu i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Hermionie po policzku poleciała jeszcze jedna łza. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Jeszcze nigdy nikt jej tak nie poniżył. Stała nieruchomo na środku sklepu, a obok niej stał jej karton z szatą.
- Hermiono... - zaczął niepewnie Harry.
- Nic mi nie jest, Harry. Naprawdę.
- Nie wygłupiaj się, należało mu się - podszedł do niej i otarł jej łzę z policzka. Hermiona nie wytrzymała. Wtuliła się w jego umięśniony tors i zaszlochała.
- Już dobrze... Nie płacz - pocieszył ją Potter.
- Harry... - wymamrotała. - Jak ty mogłeś się tak narazić? Czarowanie poza Hogwartem jest zabronione! Dlaczego to zrobiłeś?
- Dla ciebie - odpowiedział.
______________________________________________________________
Lumos!
I jak Wam się podobała nowa notka? Przepraszam, że tak długo mnie nie było :( Rozumiecie, szkoła.
Ale mam się czym pochwalić! 5.81 :3 A Wy?
Nox!
______________________________________________________________